sobota, 22 czerwca 2013

"Przędza" Gennifer Albin - recenzja


Tytuł: "Przędza"
Autor: Gennifer Albin
Ilość stron: 392
Data Wydania: kwiecień 2013r.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Moja ocena: 8/10



Na rynku coraz częściej spotykamy się z tematyką antyutopijną. Jest to dosyć ciekawy i oryginalny motyw, dlatego coraz więcej młodzieży, a nawet dorosłych sięga po takowe. Niestety, ku mojej niedoli co róż są porównywane do jednej z najpopularniejszych trylogii – „Igrzysk Śmierci”. Wydaje mi się to zupełnie bez sensu, ponieważ jak do tej pory oprócz wizji kontrolowanego społeczeństwa nie znalazłam w tych książkach większego powiązania. Dlatego też jeśli widzę na okładce nowo wydanej książki tekst próbujący nakłonić czytelnika do jej zakupu za pomocą porównania do dzieł pani Collins – nie sugeruję się nimi… W zasadzie mogłabym powiedzieć, że mnie wręcz odpycha, ponieważ trylogia ta należy do jednej z moich ulubionych i nie chciałabym w kółko czytać powielanych i nieudanych przesłań wzorowanych na powieści bestsellerowej autorki. 


Tytuł „Przędza” właśnie posiadał owe porównanie. Przejrzałam jednak tę książkę, przeczytałam opis i nie znalazłam podobnych motywów. W decyzji kupna umocniła mnie dodatkowo promocja w księgarni „Matras”, dzięki której drugą wybraną pozycję mogłam otrzymać za grosz (tak więc dzięki wielkiemu Matrasowi za ten chwalebny gest). Krótko potem  całkowicie pogrążyłam się w lekturze…

 Szesnastoletnia Adelice wraz z rodzicami i młodszą siostrą Amy żyje w Arrasie - czasoprzestrzeni zawieszonej nad Ziemią (wyniszczonej przez wojny) mającej zachować ład i porządek w społeczeństwie. Arras ten tkany jest przez utalentowane dziewczęta, szczycących się mianem Kędzielniczek. Kobiety te słyną ze swojej nieskazitelnej urody, pychy i bezlitosności oraz władzy nad życiem i śmiercią…

Nie powinno nas teraz zdziwić kiedy to okazuje się, że Adelice również posiada ponadprzeciętne zdolności do tkania czasoprzestrzeni (w takich książkach główny bohater zawsze przejawia skłonności do nienaturalnych zachowań i mocy). Rodzice jednakże kiedy dostrzegają talent córki, za wszelką cenę próbują ograniczyć jej zapędy do zabawy rzeczywistością poprzez rozwijanie niezdarności i nieporadności. Taki, niepowtarzalny talent jednak nie uchodzi uwadze Gildii. Wystarczył bowiem jeden błąd dziewczyny popełniony w czasie egzaminu – dotknięcie włókna poza krosnem… Przeciętnej Kędzielniczce to się nie powinno wydarzyć, przecież ona ich nie widzi…

Oczywiście w fabule pani Albin nie obyło się bez trójkąta miłosnego, pomiędzy  bohaterami, a mianowicie Jostem, Erikiem i Adelice. Dwóch różnych facetów, podobne uczucia. Jost – wysoki kamerdyner, ciemne włosy, lekko zaniedbany i Erik – srażnik Gildii, blond kołtun… W zasadzie to powinnam napisać „czworokąt”, ponieważ jest jeszcze Cormac… ale relacji pośród szesnastolatką, a starym, despotycznym przywódcą ciężko mi określić takim samym mianem co uczucia pozostałej dwójki… Ale nie będę spojlerować, przeczytacie, zrozumiecie… ;)

Czy Adelice pogodzi się ze swym przeznaczeniem? Komu może zaufać?

Odpowiedzi na te pytania posmakujecie dopiero gdy sami dopadniecie tej książki… ;)

Czytając tę książkę odniosłam wrażenie, że otacza mnie świat Adelice. Opisy i sposób w jakie je przedstawia świadczą o doskonałym kunszcie artystycznym autorki. Do tego ten pomysł z tkaniem czasoprzestrzeni… ciekawa odmiana od nieustannie powielających się tradycyjnych motywów. Naprawdę miło spędziłam czas wraz z tą książką, z pewnością sięgnę po następny tom „Przędzy”, w każdym bądź razie tak sugeruje zakończenie – że powstanie kolejny tom. Jeśli jednak nie, będę zawiedziona, ponieważ nienasycenie wręcz wyżera mnie od środka. Jedyne co mi nie odpowiadało w tej powieści, to postaci Josta i Erika oraz lekka arogancja głównej bohaterki. Zdawało mi się bowiem, że pani Gennifer Albin w zbyt dużym stopniu skupiła się na wykreowaniu postaci Adelice w porówaniu z reszą. Jost i Erik byli moim zdaniem za słabo zrysowani, tak jakby autorka zwyczajnie nie miała na nich pomysłu… No i zadziorny charakterek Adelice… Nie twierdzę, że powinna być kluchą i siedzieć przez cały czas jak mysz pod miotłą, ale sami się przekonacie, że to naprawdę działa czasem na nerwy.

Uwieńczeniem genialnego pomysłu autorki, tą „wiśnią na torcie” chciałam jeszcze ogłosić szatę graficzną. Wielkie brawa dla projektantów! Okładka niesamowicie przyciąga wzrok, jest bardzo nietypowa i nowoczesna. Przepiękna! Jako bibliofil z całego serca dziękuję grafikom! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelniku! Jeżeli dobrniesz do końca mojego postu, zostaw po sobie jakiś ślad, komentuj, pytaj, jeżeli jesteś blogerem na pewno odwiedzę Twoją stronę i się odwdzięczę :)
Przy komentowaniu bądź kulturalny i nie spamuj.