poniedziałek, 25 listopada 2013

"Dżuma" Albert Camus - recenzja

Tytuł: Dżuma 
Tytuł oryginału: La peste
Autor: Albert Camus
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania: 21 maja 2007 r. (premiera: 1947)
Ilość stron: 200
Moja ocena: 7/10



Ufff... przebrnęłam.
Już dawno nie katowałam książki tak jak tej. Z pewnością nie jest to lekka pozycja. W zasadzie to nie wiem, dlaczego jej czytanie mi się tak ciągło. Może to przez sam fakt, że jest lekturą? Bardzo możliwe. Nota bene samo zabranie się za nią też nie było łatwe, skoro wokół mnie tyle interesujących historii. No, ale cóż to lektura - ciążyła nade mną jak fatum, a że streszczeń nie cierpię czytać to wkońcu się za nią zabrałam...

Całą powieść rozpoczyna niewinny wątek doktora Rieux, który już na samym początku potyka się o martwego szczura, nie zdając sobie sprawy, że ma do czynienia z roznosicielem tytułowej choroby. Uznając ów incydent za mało znaczący wciąga się w wir własnych obowiązków. A szczury z niewyjaśnionych powodów nadal umierają...
To co w ciągu dalszych dni zaczyna dziać się z miasteczkiem przekracza wszelkie wyobrażenia pozostałych mieszkańców Oranu. Na ich ciałach zaczynają pojawiać się ropne obrzęki wielkości śliwek, kaszlą gęstą krwią i powoli umierają odilozowani w agonii... 100, 200, 300, 500 - liczba zgonów ciągle rośnie, by za chwilę upaść i znowu dobić do 600...

Historia ta jednak nie odnosi się do samej osoby Bernarda Rieux'a. Występuje tu jeszcze kilka wątków innych francuzów, jak i przejezdnych. Mamy okazję do poznania dalszych losów niedoszłego samobójcy - Cottarda, idealistycznego literata - Granda i napalonego dziennikarza - Ramberta. Powieść dzięki temu jest łatwiejsza do zrozumienia. Poznając bowiem problemy i sytuacje reszty bohaterów łatwiej jest nam "wpasować" się w ich położenie.

„Ale zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy ten, co ośmiela się powiedzieć, że dwa i dwa to cztery, jest karany śmiercią.”

Tak jak pisałam wcześniej - nie jest to łatwa książka. Mimo, że sam temat powieści nie jest skomplikowany - odnosi się do dżumy, to czytelnik musi chwilę przetrawić i zastanowić się nad jej treścią. Wszystko przez napakowanie jej symboliką. Zmusza do refleksji i szukania drugiego dna. Jest to w zasadzie powieść o głupocie ludzkiej, skażonych umysłach, które dżuma wydobywa tylko na światło dzienne...
Widać tu tak samo wyraźne aluzje do II wojny światowej. Sposób grzebania ciał - w "Dżumie" wręcz uchodził za bezczelny, ale mimo to życiowy - identycznie bowiem "chowano" zmarłych w okresie wojennym.

Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego ta pozycja jest w takim stopniu piętnowana i przez moich rówieśników, jak i starszych czytelników. Pewnie dlatego, iż wymaga pewnego wysiłku intelektualnego, na który nie każdy jest w stanie się zdobyć. Choć przyznam, że czasem ciągnące się niemiłosiernie, dwustronicowe opisy mogły skutecznie zrażać do siebie (: No cóż, ale ja człowiek i pewne wymagania mam, podejrzewam jednak, że większość z Was również odniosła takie wrażenie...

 Podobał mi się bardzo właśnie ten filozoficzny i dramatyczny charakter powieści. Wywarła przez to na mnie ogromnie, emocjonalne wrażenie. Historia ta jest ponadczasowa, przez co również diametralnie wmacnia się jej wymowa. Powinniśmy być przygotowani na wszystko, a w obliczu zagrożenia przyjąć postawę godną człowieka.

Podsumowując jest to książka trudna, ale naprawdę godna polecenia. Szczególnie liczy się jej przesłanie o sile życia, jak i podejścia do śmierci. Polecałabym ją raczej osobom świadomym swojej dojrzałości, bo raczej jest to lektura sprawiąjąca problemy przy analizowaniu. Sama nie wiem nawet, czy nie wolałabym jej przeczytać dopiero za kilka lat...

„Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.” 

4 komentarze:

  1. Ja Dżumę przeczytałam dopiero na studiach i cieszę się z tego faktu, bo gdybym zabrała się za nią wcześniej to bym jej nie doceniła. Bardzo podobała mi się realność opisów i styl autora. Taki żywy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wręcz przeciwnie - wspominam ją jako moją jedną z ulubionych lektur. Uważam, że to historia, którą można odnieść do swojego życia, właśnie dzięki tym symbolom. Opisy wcale mi się nie dłużyły, pamiętam, że przeczytałam ją bardzo szybko i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Taka już jestem - lubię książki, które są smutne, przygnębiające, które wymagają wczucia się w nie i przeżywania ich, rozmyślania... I moja rada: lektury czyta się przyjemniej, kiedy się do nich nastawi, że wcale nie są takie tragiczne, bo nie są! :D :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja lektura :) Chyba wrócę do niej, czytałam ją dawno dawno temu.

    OdpowiedzUsuń
  4. To była jedna z moich ulubionych lektur w szkole:)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku! Jeżeli dobrniesz do końca mojego postu, zostaw po sobie jakiś ślad, komentuj, pytaj, jeżeli jesteś blogerem na pewno odwiedzę Twoją stronę i się odwdzięczę :)
Przy komentowaniu bądź kulturalny i nie spamuj.